środa, 9 lipca 2008

Tokyo 12.10.2007


W piątek wyprawiliśmy się do Tokio, na dobrą sprawę bardziej z obowiązku niż z potrzeby. Niemniej będąc w Japonii, tak trochę niezręcznie byłoby powiedzieć, że nie widziało się jej stolicy:)
Pierwszy szok przeżyliśmy na Dworcu Centralnym – widzieliśmy już inne obiekty tego typu, lecz ten był naprawę ogromny. Co ciekawe, pozostawiono „stary” budynek stacji zbudowany z cegły, wtapiając go nowoczesną bryłę. W specjalnym punkcie zaopatrzyliśmy się w mapę dworca (sic!) oraz Tokyo. Plan zwiedzania był minimalistyczny – zobaczyć Park i Pałac Cesarski, jakieś może muzeum (miałem cichą nadzieję zobaczyć gdzieś w końcu sławny samolot myśliwski Zero), zrobić jakieś souvenirowe zakupy i wracać.

Niemniej życie jak zwykle zweryfikowało nasze plany:)
Uwiedziony sławą „dzielnicy elektroniki” Akihabara, przekabaciłem Kaśkę by tam skierować pierwsze kroki. Nie ukrywam, że miałem w tym osobisty interes, bo nosiłem się z zamiarem zakupu karty graficznej i liczyłem na korzystne ceny. Zawiodłem się jednak srodze. Owszem, sklepów z elektroniką użytkową było mnóstwo, jednocześnie zaś w wielopiętrowych „sklepach” na każdym piętrze było co innego (wbrew pozorm nie była tam sama eletronika, lecz także duzo badziewia dla turystów) – takie igły, widły i powidły. Naturalnie nowości było sporo, ale ile można oglądać aparaty fotograficzne, zestawy hi-fi czy telewizory. Ceny bynajmniej też nie były takie rewelacyjne. Z tego co zdążyłem zobaczyć, to kształtowały się mniej więcej na poziomie porównywalnym z polskim – dotyczyło to także tzw. second-handów tj. sklepów z używaną elektroniką (bardzo interesująco przedstawia się to w relacji średnie zarobki w Japoni do wartości nabywczej:). Co zaś do karty graficznej to wiele czasu i wysiłku zabrało mi wyjaśnienie co to jest i do czego służy (sic!) by w końcu jeden ze sprzedawców skierował mnie do sklepu, gdzie faktycznie były jakieś części komputerowe w tym karty. Wybór niestety był żałośnie mały a ceny jak Polsce, lub w wypadku przecenionych modeli nieco niższe (co nie rekompensowało ryzyka problemów z ewentualną gwarancją).

Zdegustowani, po 2 h chodzenia, zjedliśmy coś w knajpce z pikantnymi potrawami i pomaszerowaliśmy podziwiać Park i Zamek Cesarski (ok. 10-15 min. od dworca głównego).

Obszar jaki zajmuje park jest ogromny – ta rozległa, zielona przestrzeń stanowi ciekawy kontrast z otaczającymi ją ze wszystkich stron wieżowcami i gęstą zabudową (między Dworcem Centralnym a Pałacem Cesarskim mieści się biznesowa dzielnica Marunouchi i równocześnie najkrótsza droga).

Kompleks Pałacu Cesarskiego (zbudowanego w 1888 r. i odbudowanego po zniszczeniach wojennych) mogliśmy zobaczyć jedynie z zewnątrz (m.in. most Nijubashi, bramy i wieże) – nie wiedzieliśmy wtedy, że organizowane są zorganizowane wycieczki ale chęć uczestnictwa trzeba było zgłosić wcześniej w Imperial Household Agency. Ponadto nie mogliśmy zwiedzić Kokyo Higashi Gyoen (Wschodnie Ogrody Pałacu Cesarskiego) – gdyż w poniedziałki i piątki jest on zamknięty dla zwiedzających.

Na mapie Park i Pałac wyglądają niepozornie, podobnie odległość – daliśmy się na to złapać i postanowiliśmy obejść go naokoło, w poszukiwaniu świątyni Yasukuni, poświęconej poległym w czasie wojen (a zasadniczo w poszukiwaniu Yushukan, rodzaju muzeum mieszczącego się obok, gdzie jak gdzie wyczytałem znajdują się ciekawe, militarne eksponaty).

W czasie naszej wędrówki nieświadomie przeszliśmy przez dzielnicę rządową i ambasad aż klucząc dotarliśmy do celu. Zajęło to nam zdecydowanie więcej czasu aniżeli mogliśmy przypuszczać.

Cena bilety do Yushukan wynosiła ok. 1000 jenów i było to chyba jedyne muzeum, jakie widziałem w trakcie mego pobytu w Japonii, które było godne tej nazwy. Niestety, 95% opisów było w języku japońskim. A szkoda, gdyż zgromadzono bardzo dużo eksponatów (w tym osobistych pamiątek i listów) oraz map, obrazujących drogę od Epoki Meji, poprzez wojnę japońsko-rosyjską a na katastrofie II WŚ kończąc. Niezrozumiały był dla mnie również zakaz fotografowania eksponatów – nie bardzo rozumiem dlaczego stojącemu u wejścia myśliwcowi Zero można było robić zdjęcia do woli, ale już będącemu częścią ekspozycji bombowcowi nurkującemu Yokosuka D4Y Suisei już nie. Nie mogłem się wszakże oprzeć pokusie i wykonałem z ukrycia kilka fotek:)

Gdy zakończyliśmy zwiedzanie było już po 16. Kaśka była niepocieszona, gdyż nie mieliśmy jeszcze kupionych drobiazgów dla kilku osób a znajdowaliśmy się w środku nieznanego miasta i nie wiedzieliśmy za bardzo gdzie iść.

Niemniej udało nam się w miarę szybko trafić z powrotem na dworzec (po drodze zahaczyliśmy o małe centrum handlowe). Udało nam się także złapać od razu shinkansen do Nagoi, gdzie na dworcu, w wielopiętrowym sklepie (który o ironio mijaliśmy wielokrotnie) przed samym zamknięciem zrobiliśmy najwięcej i najlepszych zakupów (nie licząc sklepu wolnocłowego na lotnisku w Nagoi:)



To był ostatni dzień naszego pobytu w Japonii. W sobotę 13.10.2008 przed południem spóźnionym samolotem opuściliśmy ten kraj z nadzieją, że jeszcze tam wrócimy (i pewnie wrócimy na wiosnę 2009 r.:)
PS.
Niestety, kryzys finansowy, który rozpoczął się pod koniec 2008 r. spowodował, że kurs jena poszybował niebotycznie do góry, dochodząc do 4 zł. Stąd wszelkie koszty należałby pomnożyć dwa razy, co postawiło pod znakiem zapytania sens całej eskapady.
Dlatego postanowiliśmy "przeczekać" ciężkie czasy i spróbować wyjechać do Japonii wiosną na hanami w 2010 r. :) Mam nadzieję, że tym razem się nam uda :P

12 komentarzy:

Unknown pisze...

kiedy blog o Peru?

Martyna pisze...

Fajne :) Zobacz mój blog też

Serwis pralek lublin pisze...

Trafnie.

Papier firmowy pisze...

Mam nadzieję, że kolejny wpis powali wszystkich na kolana

Zwrot podatku z belgii pisze...

Dzięki za ten wpis.

Uwodzenie pisze...

Myślę, że widziałem lepsze wpisy

Kurtki skórzane męskie pisze...

Trafnie.

Szycie na miarę Wrocław pisze...

Warto poczytać twojego bloga

Radca prawny poznań pisze...

Chętnie przeczytam jeszcze kilka twoim wpisów

Buy property on costa del sol pisze...

To jeden z świetnych blogów na blogspocie.

Anonimowy pisze...

Fajnie postujesz.

analiza forex pisze...

Chętnie odopwiem na twojego posta na moim blogu