czwartek, 3 kwietnia 2008

Kyoto 05.10.2007

Piątek był dniem wyjazdu do Kyoto – przebieg wycieczki planowała Kaśka, ze względu na fakt, iż w tym mieście znajduje się sławna z powodu książek i filmów, dzielnica gejsz – Gion :)

Wyruszyliśmy jak zawsze wcześnie z rana, by zdążyć na poranny shinkansen i wylądować na miejscu o przyzwoitej porze. Pogoda nam dopisywała, było słonecznie i bardzo ciepło (co nie jest o tej porze roku takie częste – w Nagoyi prawie za każdym razem padał rano deszcz).

Zaopatrzywszy się w mapki (w tym ważna mapka z przebiegiem linii autobusowych) w punkcie informacji turystycznej wyruszyliśmy w miasto. Jak w każdym prawie mieście, ze względu na bogactwo atrakcji turystycznych musieliśmy dokonać wyboru i ustalić priorytety co chcemy zobaczyć.

Spod dworca (stanowiącego futurystyczną bryłę architektoniczną) pojechaliśmy autobusem (bowiem miały logo JR i można było nimi jeździć na Japan Rail Pass, oczywiście do wyboru jest również metro) linii 9 zatem najpierw do zamku Nijo, byłej rezydencji shogunów wybudowanej w 1603 r. przez Tokugawę Ieyasu, pierwszego shoguna z rodu Tokugawów.

Zamek Nijo wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO sławny jest ze względu na swoją architekturę, freski na ścianach oraz tzw. słowicza podłogę, wydającą specyficzny dźwięk, gdy się po niej chodzi. Bilet wejściowy kosztował 600 jenów i obejmował zwiedzanie części kompleksu zwanej Ninomaru obejmującej pięć pawilonów (otwarte od 8:45 do 17:00 ale zwiedzających wpuszcza się do 16, zamknięte we wtorki). Niestety, zabronione było robienie jakikolwiek zdjęć, nawet przy wyłączonej lampie błyskowej (zwiedzanie naturalnie odbywało się po zdjęciu butów).

Wokół zamku rozciągał się przepiękny ogród zaprojektowany przez Kobori Enshu, z stawami okolonymi skałkami, drzewami, małymi pagórkami, strumykami i mostkami. Tam też zapłaciwszy po 700 jenów od osoby wzięliśmy udział w pawilonie w ceremonii herbacianej (naturalnie była to wersja skrócona:) oraz mogliśmy posmakować japońskich „tradycyjnych” słodkości tj. kulki utartego ryżu z zieloną herbatą i słodką fasolą w środku – prawdziwa rozkosz:)

Ze względu na japońskie ogrody i widoki jakie zapewniają nie można szybko „zaliczać” kolejnych miejsc – przynajmniej ja nie mogłem i starałem się chłonąc te widoki i tą harmonię. To powodowało, że w miejscach bogatych w atrakcje jak właśnie Kyoto, w ciągu dnia nie byliśmy w stanie odwiedzić tylu miejsc ile byśmy chcieli. Ale jak powiadają, lepiej zobaczyć jedno dobrze, co zapadnie w pamięci, niż „przelecieć” pędem przez kilka i nie pamiętać nic.

Dalej pomaszerowaliśmy przez miasto do Pałacu Cesarskiego. Mieści się on w wielkim dwudziesto paru hektarowym parku otoczonym murem z kilkoma bramami wejściowymi. Prócz Pałacu są tam jeszcze dwie ukryte świątynie, zachowana rezydencja z okresu Mejii oraz nie udostępniony do zwiedzania jeden mały zespół pałacowy. Wielkość parku, jego szerokie aleje oraz dbałość o zachowanie w nim porządku i czystości (jak wszędzie w Japonii) robiły naprawdę wrażenie.

By dostać się na teren Pałacu udać się należy najpierw do biura (na lewo od głównej bramy) by zostać wpisanym na listę wycieczki – niezbędne jest przy tym okazanie paszportu. Obcokrajowy wpuszczani są jedynie w dużych wycieczkach z przewodnikiem (co ok. 1-2 h), dyskretnie obserwowanych przez ochronę, wejściem strzeżonym przez uzbrojonych w broń automatyczną strażników. Samo zwiedzanie jest darmowe.

Niestety, wycieczka prowadzi szutrowymi alejkami pomiędzy budynkami pałacowymi i wszystko można oglądać jedynie od zewnątrz – niemniej daje to i tak pewne wyobrażenie na temat wspaniałości tego miejsca czasach pełnej świetności.

Po Pałacu Cesarskim odczuwaliśmy pewien niedosyt, skierowaliśmy się zatem do wschodniej części Kyoto – naszym celem był Srebrny Pawilon (Ginkakuji, pierwotnie willa shoguna Ashikaga Yoshimasy), świątynia Zen oficjalnie nazywająca się Tozan Jishoji. Bilet kosztował 500 jenów (otwarte od 8:30 do 17:00).

W rzeczywistości Pawilon nie jest srebrny gdyż nie zdążono zrealizować tego zamiaru do śmierci shoguna. Wokół roztacza się wspaniały piaskowy ogród Zen, przechodzący harmonijnie w piękny zielony kompleks alejek wijących się wzdłuż wzgórza pomiędzy dziesiątkami drzew. W miejscach takich jak to naprawdę czuć powiew prawdziwej, dawnej Japonii. Na wzgórzu powyżej Pawilonu znajduje się sklepik, gdzie można nabyć pamiątki, w tym znakomite kadzidełka.

Poszukując dalej duchowych uniesień pomaszerowaliśmy tzw. Szlakiem Filozofa, trasą prowadzącą wzdłuż kanału, okolonego drzewami wiśni aż do świątyni Zen, Nanzenji. Miejsce to wiosną jest jednym ze sławniejszych hanami, czyli miejsc, gdzie można delektować się widokiem kwitnących wiśni. Po drodze znaleźć można kilka pomniejszych świątyniek (m.in. poświęconą kotom, myszom, małpom i sokołom), knajpek oraz sympatyczny sklep, gdzie można kupić wszystko co ma związek z kotami tj. koszulki z narysowanymi śmiesznymi kotami, fartuszki kuchenne, legowiska dla kota itd.

Nie mogliśmy oprzeć się z Kaśką pokusie i kupiliśmy sobie po t-shircie. Jednocześnie w tym samym sklepie można było nabyć lody:) Gdy dotarliśmy do końca Szlaku, zapadł już zmrok. Zdeterminowani wsiedliśmy w autobus i pojechaliśmy szukać dzielnicy gejsz - Gion. Szybko się okazało, ze posiadany przez nas schematyczny plan miasta i linii autobusowych nie do końca odpowiada rzeczywistości. Wysiedliśmy na przystanku, który wg. mapy miał być tuż obok dzielnicy Gion – niestety, dzielnica ta leżała kawałek dalej, nie mówiąc o sławnej uliczce Pontocho.

Niemniej mieliśmy możliwość poznania jak wygląda Kyoto wieczorem, pełne ludzi i gwaru. Pontocho niezupełnie wygląda tak jak sobie wyobrażaliśmy ale nic w tym dziwnego, skoro cała dzielnica została zniszczona w czasie II WŚ i wszystko wokół nas zostało odbudowane – atmosfera tego miejsca jednak została i była wyczuwalna poprzez poukrywane dyskretnie herbaciarnie i knajpki na tarasach wzdłuż rzeki Kama.

Zmęczeni ale szczęśliwi podrałowaliśmy z mapą w ręku na dworzec lecz ponownie pogubiliśmy się i część miasta znowu przemierzyliśmy na piechotę, zanim znaleźliśmy przystanek skąd, zgodnie z mapa, odjeżdżały autobusy do Dworca Głównego.
Kyoto jest tak dużym miastem, iż stanowi dobry cel wyprawy weekendowej ale należy uważać, gdyż w weekendy środki komunikacji miejskiej, zwłaszcza pociągi do Kyoto mają pełne obłożenie – zatem warto by spędzić noc z soboty na niedzielę by móc komfortowo zwiedzić całe miasto.

Brak komentarzy: